Analizując podesłany przez Remigiusza plan trasy po Czarnogórze i Albanii, a w szczególności jej profil wysokościowy stwierdziłem, że składa się ona praktycznie z samych podjazdów i zjazdów. No to będzie się działo, pomyślałem. I wtedy dotarło do mnie, że sztywny hol, który tak dobrze się sprawdzał na naszych równinnych wycieczkach, będzie dla nas bardziej balastem (w dosłownym tego słowa znaczeniu) niż pomocą. Na stromych podjazdach Monia będzie miała trudności z utrzymaniem równowagi całego zestawu (przy małych prędkościach rzędu 5-8 km/h każde przechylenie się Ali powoduje problemy z utrzymaniem równowagi nawet gdy ja ją ciągnę), a na zjazdach Ala powinna sobie poradzić sama. A planowany udział płaskich odcinków był, że tak się wyrażę naukowo – statystycznie nieistotny. 😉
Decyzja więc zapadła – nie bierzemy dla Ali holu. Zamiast tych 5 kg wrzuciłem do sakwy półtorametrową taśmę, którą miałem zamiar połączyć rower Moni i Ali, gdy ta nie będzie dawała rady na podjazdach. Gdy Monia usłyszała, że nie zamierzam brać dla Ali holu, przeraziła się. Moje argumenty niespecjalnie ją przekonywały, więc dla ewentualnej asekuracji wcisnąłem hol do bagażnika samochodu.
I oto przyszła chwila próby. Po pierwszym rekonesansowym dniu w okolicach Żabljaka, który wypadł całkiem nieźle, ruszyliśmy w Durmitor. Przed nami było nie lada wyzwanie. Podjechać na przełęcz Sedlo, na wysokość 1902 m n.p.m. Ponad 500 m przewyższenia w jednym kawałku. Ala pozytywnie nastawiona po pierwszym dniu, ochoczo ruszyła przed siebie. Jednak brak doświadczenia w pokonywaniu tak długich podjazdów szybko dał o sobie znać. Goniąc swoje o dwa lata starsze koleżanki, Natalkę i Madzię, Ala trochę przeforsowała swoje tempo i szybko straciła zapał do dalszej jazdy.
Wtedy z pomocą przyszła zabrana przeze mnie taśma. Okazało się, że taka taśma w górach – na podjazdach, to strzał w dziesiątkę! Podjazd miał jednostajne nachylenie, więc dla Moni i Ali to była wymarzona okazja, aby przetestować i doszlifować umiejętność jazdy na miękkim holu. Dziewczyny szybko opanowały technikę jazdy, startu i hamowania z holem. A po przejechaniu kilku kilometrów nastąpił przełom, Ala sama poprosiła o odczepienie, gdyż uznała, że wróciły jej siły, a przede wszystkim wolała jechać z dziewczynami niż sama z rodzicami. 😉
Puściliśmy więc Alę wolno. W trakcie podjazdu jeszcze kilkukrotnie zdarzyło się nam jej pomóc, ale większość drogi przejechała o własnych siłach. A my w tym czasie mogliśmy oddać się podziwianiu pięknych widoków majestatycznego Durmitoru.
Poniżej mapa naszej trasy przez Durmitor.
Super sprawa! No pozazdrościć 🙂
A jak ze zjazdami? Ala nie szarżowała za bardzo? Ręce jej od hamowania nie bolały?
Mam nadzieję, że to nie będzie jedyny wpis z tego wyjazdu 🙂
Na zjazdach było sztywno trzymane dwadzieścia pięć na godzinę i przy trzydziestu upominałem Alę, by już stopowała. 😉 Specjalnie na ten wyjazd podrasowałem jej hamulce w rowerze, więc bardziej bałem się, aby żylety nie przytrzymały jej za bardzo, ale wyczuła i było bez problemów.
Oczywiście, będą kolejne opisy naszych czarnogórsko – albańskich przygód, ale gwoli ścisłości ten był drugim, tylko pierwszy padł ofiarą jakiegoś wygłupu hakerskiego, a niestety nie miałem kopii zapasowej i zżarło… 🙁